wtorek, 9 lipca 2013

Rozdział 2

Do trzeciej spakowałam już większość swoich rzeczy. Mieliśmy lecieć dopiero za kilka dni, ale poprosiłam chłopców i samolot mamy jutro. Nie chciałam zostać ani chwili dłużej w tym domu, nie chciałam patrzeć na Dana po tym, co przez niego przeżyłam. Chciałam zabrać ze sobą moją siostrzyczkę, Dellę, ale wiedziałam, że matka mi nie pozwoli. Czy to źle, że chcę ją chronić przed tym co mnie spotkało?
Chłopcy spali u mnie. Nie bawiliśmy się w żadne pokoje gościnne, tylko wszyscy razem zasnęliśmy na moim miękkim dywanie.
Obudziłam się jak zawsze równo o 5 i od razu poszłam do łazienki. Szybko rozrobiłam biały proszek, napełniłam nim strzykawkę, którą wbiłam sobie w żyłę i władowałam całą zawartość. Nałożyłam na siebie za dużą bluzę i wyszłam na balkon. Oparłam się o barierkę i podpaliłam papierosa.
-Taka młoda, a pali?- usłyszałam za sobą znajomy głos.
-Mam prawie 18 lat- mruknęłam i wypuściłam z ust równe kółko z dymu.
-Jeszcze jakieś nałogi?- zapytał stając koło mnie.
-Niestety.
Nowy przyjaciel złapał moją rękę i podciągnął rękaw mojej bluzy. Przejechał palcem po mojej ręce i spojrzał na mnie smutny.
-Cześć, jestem narkomanką- uśmiechnęłam się blado i wskoczyłam na barierkę.
-Tniesz się, palisz, ćpasz... Coś jeszcze?- zapytał Lou.
-Nie. Tylko tyle- mruknęłam pod nosem.- Wracamy do środka? Trochę mi zimno?
Chłopak uśmiechnął się do mnie i zdjął z barierki. Weszliśmy do środka. Otuliłam Harrego kocem, bo całkiem się odkrył i poszłam z Lou do kuchni. Zaczęłam smażyć mu naleśniki na śniadanie.
-Która godzina?- zapytałam otwierając lodówkę.
-Prawie siódma
-A o której mamy samolot?
-Na lotnisku mamy być o dziewiątej.
Westchnęłam cicho i zamiast tylko dla niego przygotowałam ciasto na naleśniki dla całej piątki.
-Zawołaj chłopaków na śniadanie- poprosiłam naciągając rękawy bluzy. Louis szybko pobiegł na górę. Ja postawiłam na stole w jadalni śniadanie dla nich i nutellę.
Pierwszy na dole znalazł się oczywiście Niall. Pozostałym chłopakom za bardzo się nie spieszyło. Gdy już zeszli usiedliśmy przy stole. Chłopcy zaczęli jeść, a ja siedziałam i na nich patrzyłam.
-Ty nic nie zjesz?- zapytał Liam.
-Ja już jadłam- uśmiechnęłam się do niego blado.
-Ciekawe kiedy- mrukną pod nosem siedzący koło mnie Louis, ale chyba tylko ja to usłyszałam.
-A, jeszcze jedno. Mogę zabrać moją kotkę, Rain?- zapytałam.
-Jasne- odpowiedział Louis.- Nareszcie Harry przestanie nas męczyć.
-Będziemy mieli kotka, będziemy mieli kotka- krzyczał Harry biegając dookoła stołu. Nie mogliśmy przestać się śmiać. Wyglądał jak małe dziecko, które miało iść z rodzicami na lody.
W pewnym momencie zaczął mnie już wkurzać. Wstałam, zatrzymałam go ręką i walnęłam go z całej siły z liścia. Patrzył na mnie zdezorientowany.
-Ogarnij się!- krzyknęłam.
-Ale kotek...- zaczął smutny.
-Ogarnij się i siadaj!- krzyknął Zayn. Harry smutny popatrzył na mnie i usiadł na kanapie. Zajęłam miejsce koło niego i przytuliłam.
-Przepraszam, że cię uderzyłam. Bolało?
-Dalej boli- mruknął. Przybliżyłam się do niego i pocałowałam tam, gdzie go uderzyłam. Od razu się uśmiechnął- Teraz lepiej.
Zaśmiałam się i poczochrałam jego loczki.


****************
Mam nadzieję, że wam się podobał :)
Czytasz= komentujesz

poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 1

-Skyler, Liam przyszedł- krzyknęła mama. Szybko przejechałam po ustach ulubioną szminką i pobiegłam na dół. Od razu rzuciłam się chłopakowi w ramiona.
-Tęskniłam- szepnęłam mocno go przytulając.
-Ja też tęskniłem- powiedział, podniósł mnie i zaczął mną kręcić wokół siebie.
-A nas to już nie przedstawisz, co?-  usłyszałam za sobą jakieś głosy. Odwróciłam się i zobaczyłam całą resztę One Direction. Pomimo, że zespół istniał tak długo, ja jeszcze ich nie poznałam.
-Sky, to są moi przyjaciele. Louis, Niall, Zayn i Harry. Chłopcy, to jest Skyler- mruknął Liam i poszedł pogadać z moją matką.
Nie wiem po co mi ich przedstawiał. Przecież wiedział, że uwielbiam ich muzykę. W pokoju miałam nawet kilka ich plakatów.
Zabrałam ich do swojego pokoju. Ich miny były bezcenne. Nie spodziewali się tam raczej zobaczyć swoich plakatów. Cały pokój był nimi obklejony. Tylko Liam był do tego przyzwyczajony.
Usiadłam przy fortepianie. Po chwili dołączył do mnie Louis. Niall wziął moją gitarę i spojrzał na Harrego i Zayna siedzących na łóżku.
-Sky, zagraj nam coś- poprosił Liam i rzucił we mnie zeszytem z nutami. Mój refleks nie był najlepszy, więc dostałam nim w głowę. Chłopcy zaczęli się śmiać. 
Otworzyłam zeszyt na piosence, którą niedawno napisałam i zaczęłam grać i śpiewać. Chłopcy chyba próbowali zgadnąć jaka to piosenka, ale im nie wychodziło. Patrzyli na mnie ze zdziwieniem.
-Czyja to piosenka?- zapytał w końcu Niall.
-Moja- uśmiechnęłam się nieśmiało. Chłopcy zaczęli bić brawo.
Przez następne godziny ciągle słyszałam dźwięki gitary i pytania w stylu „a umiesz zagrać..?” czy „mogę poczytać twój pamiętnik?”. 
-A tak właściwie kto jest na tym zdjęciu?- zapytał Zayn pokazując m
-Ja i Liam- uśmiechnęłam się.- Pamiętasz?
-Jasne. To było jak się wprowadziłaś- zaśmiał się chłopak. Pewnie tak jak ja przypomniał sobie jak to było.
-Dobra, koniec tych wspomnień! Trzeba tworzyć nowe- krzykną Niall.
i kolorową ramkę.
-Nowe wspomnienia w nowym miejscu- ciągnął Zayn
-Dobra, koniec! Zabieramy cię do Londynu- zaśmiał się Louis.
-Co? Ale jak to?- pytałam zdezorientowana
-Zabieram cię do nas. Nie chcę się z tobą znów żegnać- przytulił mnie Liam.

**************

Siemka. Mam nadzieję, że spodoba wam się mój blog i będziecie tu często zaglądać. Rozdziały postaram się wstawiać jak najczęściej.
Czytasz = komentujesz.
~Juss <3


Prolog

I co z tego, że mam przyjaciół? W końcu nie mieszkamy nawet na tym samym kontynencie. Co z tego, że mam matkę? Jej przecież nigdy nie ma przy mnie. Co z tego, że mam siostrę? W końcu nie powiem siedmiolatce o moich problemach. Co z tego, że mam ojczyma? Przecież on robi wszystko, żeby mnie skrzywdzić. Co z tego, że mam dom? Nie czuję się w nim bezpiecznie. Jedyne co jest przy mnie to muzyka. To ona pozwala mi oderwać się od wszystkiego. Zapominam o tym, co dzieje się w małym, kolorowym domku w kanadyjskim miasteczku. Czy ktoś w końcu usłyszy moje wołanie o pomoc zanim będzie za późno?